Czasem jest ciężko
Czasem jest tak, że cokolwiek chcę zrobić wszystko idzie topornie, nawet najprostsze przyjemne zajęcia. Wszystko wydaje się za trudne i za ciężkie. Czuję się wtedy bezradna jak mała dziewczynka: nierozumiana, odrzucona i niechciana... Ot, taka zmarznięta "dziewczynka z zapałkami".
Zawsze jak przypominam sobie tę dramatycznie smutną postać z dzieciństwa dusi mnie nieprzepłakany żal. Nieodmiennie za każdym jej wspomnieniem wyobrażam sobie, ile w tym momencie jest gdzieś takich odrzuconych, osamotnionych "dziewczynek z zapałkami" w różnym wieku i przeróżnych sytuacjach życiowych.
Zawsze czuję ten sam bolesny ścisk w sercu, który nie pozwala oddychać ani myśleć o czymkolwiek innym. Czuję potworny dyskomfort i niepokój.
Nie jestem w stanie pogodzić się z tym, że ciągle jest tyle niezrozumienia i chłodu w ludziach, nieczułości i braku akceptacji. A co za tym idzie- ciągle i nieodmiennie jest tyle nieszczęścia, smutku i rozpaczy w pobliżu nas. Jak można być szczęśliwym, mając tę świadomość?
I kolejne pytanie: dlaczego nie każdy tak czuje?
Nie każdy o tym myśli?
Są osoby, które potrafią niefrasobliwie przeżyć całe swoje życie dbając wyłącznie o siebie, własne dobro i uznając je za jedyną wartość w życiu. Jest to dla nich oczywiste i naturalne.
Zastanawiam się, jakby wyglądał nasz świat, jeśli by nie było tej różnorodności, tych dramatycznych różnic w odczuwaniu świata.
Dlaczego jesteśmy tak bardzo różni po względem wrażliwości?
Zastanawiam się jakbym widziała świat i własne życie, gdybym nie była takim wrażliwcem? Pewnie byłoby mi dużo łatwiej i prościej żyć. Z pewnością.
Nie widziałabym jednak tego wszystkiego, co mnie zachwyca, fascynuje i pociąga co nadaje mojemu życiu niezauważalny a wyjątkowy wymiar... Nie widziałabym tych cudownych niuansów światła i cienia, tańca barw w przyrodzie. Nie istniałyby dla mnie zachwycające kształty, ściskające serce współbrzmienia dźwięków, ledwo słyszalne szepty nocy i wiele nieistniejących dla twardzieli tego świata bezcennych uroków naszej rzeczywistości... Nie umiałabym może wyczuć nastrojów, skrywanych intencji, psychicznego dyskomfortu ludzi z którymi rozmawiam i przebywam... Obca by mi była radość z pomocy komuś, z wygranej potyczki dobra nad złem...
Byłabym zupełnie inna i inaczej widziałabym świat.
Naprawdę ciężko jest tak intensywnie czuć krzywdę, żal i ludzkie nieszczęścia- że aż ból przeszywa całe ciało i nie znika. Cholernie trudno żyć jak otwarta dla każdego księga, gdy widać po mnie wszystkie moje uczucia, emocje i nic nie potrafię ukryć przed innymi ludźmi. Czuję się wystawiona na całe zło świata i zupełnie bezbronna- tak całkowicie... I nie umiem od tego uciec ani na chwilę. Nie mogę uwolnić się od tego intensywnego odczuwania - nigdy.
To jest mój balast, ból życia i błogosławieństwo jednocześnie.
Nie chcę jednak już bez tego żyć...