Historia Grzesia
Chcę opisać dziś historię Grzesia. Tak po prostu... Urodził się osiem lat temu w maleńkiej wiosce, w krainie prostych ludzi, bajkowych krajobrazów i biedy...
Jego mama - młoda dziewczyna o twardym góralskim charakterze i słowiańskiej urodzie. Przyjęła Go jako kolejne wyzwanie w swoim życiu "ciągle pod górkę",ponieważ urodził się ze znaczną niepełnosprawnością fizyczną z powodu choroby genetycznej: z wodogłowiem, niedowładem czterokończynowym i podejrzeniem upośledzenia umysłowego.
Podeszła do Niego praktycznie: traktowała zachowawczo, to znaczy zależnie od sytuacji. Jak nie sprawiał kłopotów i był spokojny, to była dobrą łagodną mamą dla Niego. Jak zaczynały się kłopoty - ona też była dla Niego nieprzyjemna w takim stopniu, w jakim Mały dawał jej "w kość".
A Mały też miał twardy góralski charakter... Tylko on miał do tego poczciwe wrażliwe męskie serducho. Bardzo dużo czuł i rozumiał. Nie był jednak w stanie nigdy mówić. Jego aparat mowy niestety nie był w stanie funkcjonować.
W miarę upływu czasu, rosło nie tylko niepełnosprawne ciałko chłopca, ale kształtował się też jego twardy charakter. Coraz wyraźniej wybijały się do wierzchu jego potrzeby i zainteresowania.
Nie był w stanie porozumiewać się, więc swoje potrzeby egzekwował bardzo czytelnym zachowaniem: krzyczał, bił, był nieprzyjemny tak bardzo, jak tylko potrafił, żeby tylko otoczenie zwróciło uwagę na Niego i jego potrzeby. Takie zachowanie Grzesia z kolei często drażniło i denerwowało zapracowaną młodą mamę, która urodziła jeszcze dwójkę dzieci przecież.
Nie trudno sobie wyobrazić, co działo się w sferze emocji tego dziecka... Otoczenie nie zaspokajało jego potrzeb, bo nie zauważało ich, a on nie umiał o nich opowiedzieć. O niczym nie mógł nikomu opowiedzieć...
A potrzeby istniały - i rosły! Rodziło się u chłopca ogromne zainteresowanie działaniem telefonu komórkowego, komputera, telewizora itp. Zaczynała się fascynacja funkcjonowaniem prostych instrumentów muzycznych. Rodziły się potrzeby odczuwania wszystkich bodźców z najbliższego otoczenia: dotyku, dźwięku, ruchu i oglądu... Ale żeby ich zaznać, chłopiec bardzo potrzebował choć trochę swobody.
Na to już Mu nie pozwalano, bo stawał się wtedy uciążliwy dla domowników: bałaganił, niszczył, wprowadzał chaos w mieszkaniu...
Było coraz trudniej Jemu,
było coraz trudniej Jego mamie i najbliższym.
Sytuacja nieco się rozwiązała, gdy przyjęto naszego małego bohatera do Ośrodka dla dzieci, gdzie mógł spędzać całe dnie pod opieką ludzi, którzy powoli Go poznając, otwierali przed Nim kolejne i kolejne drzwi do poznawania otoczenia i jego wymagań...
Pozwalali dotykać, wąchać, maczać się, nurzać, próbować, biegać do woli i wydawać głośne dźwięki - nie traktując ich jak bunt i złośliwość, tylko jako wyrażanie siebie, swoich potrzeb i emocji, których coraz więcej gromadziło się w szybko rozwijającej się młodej psychice naszego Grzesia.
W Ośrodku, chłopiec nie izolowany wreszcie od innych - mógł zaznać bycia częścią grupy, społeczności. Nie odczuwał potrzeby integrowania się z innymi dziećmi, ale przebywanie z nimi pozwalało Mu doznawać kolejnych bodźców, których tak bardzo potrzebował do własnego rozwoju!...
Całymi godzinami mógł wpatrywać się w monitor komputera przyglądając się uważnie pracy na tym urządzeniu. Okazało się, że w lot chwyta podstawowe zasady działania, kojarzy reakcje i świetnie zapamiętuje wszystkie potrzebne szczegóły.
W pewnym momencie potrzeba komunikacji wybiła się tak do wierzchu, że zamknięty w sobie dotychczas chłopiec zaczął gwałtownie i z całą swoja góralską stanowczością domagać się skupienia na Nim uwagi i egzekwowania Jego potrzeb! Muszę wyjaśnić tu, że nie było z Nim nigdy kontaktu wzrokowego. Nigdy nie skupiał wzroku na nikim- nie potrafił lub nie miał takiej potrzeby... Jednak w pewnym cudownym momencie kontakt ten się rozpoczął!
To niesamowite uczucie - gdy pewnego ranka patrzysz jak co dzień na takiego małego człowieka, a On nabrzmiałym treścią wzrokiem odwzajemnia nagle twoje spojrzenie zaglądając ci wymownie i natarczywie prosto w oczy!!! Wtedy zatrzymuje się dla was obojga czas i chłoniecie łapczywie tę wyczekaną chwilę kontaktu dusz...
Niesamowite uczucie!!!
Nieporównywalne z niczym innym... może z narodzinami?... objawieniem? Przeszywające duszę na wskroś ognistym dreszczem...! Wydostał się wreszcie z twardej bolesnej skorupy! Znalazł potrzebę i siłę! Jego Energia znalazła wreszcie motywację do wydostania się na zewnątrz i do działania! W Jego rozwoju rozpoczął się zupełnie nowy etap: dziecko przestało się chować wewnątrz siebie. Wyszło do świata!
Fakt - chęć komunikowania się wyrażał tylko w stosunku do osób, których był pewien, że zareagują na niego pozytywnie, życzliwie i mają szansę go zrozumieć. Jak Mu na czymś zależało - nie rezygnował nigdy. Pokonywał coraz to nowe, własne ograniczenia. Zrodziła się w Nim potężna motywacja, apetyt na wszystkie możliwości, jakie daje Mu życie.
Nie będąc w stanie nauczyć się czytać, pisać i mówić - zaczął się porozumiewać z coraz szerszym gronem osób - za pomocą napisów. Wystarczyło Mu raz pokazać wygląd wyrazu i jego znaczenie - i pamiętał to!
A jak się cieszył z tej wiedzy wyjaśni fakt, że uwielbiał sprawdzać swoje osiągnięcia i - zaczął się przy tym uśmiechać, a nawet śmiać w głos!!! Jak sprawdzał i manifestował swoje osiągnięcia w zapamiętywaniu wyglądu wyrazów i ich znaczenia? Nosił wszędzie ze sobą zeszyt, w którym Jego wychowawca skrupulatnie zapisywał wszystkie poznane wyrazy. Chłopiec otwierał go, wyszukiwał odpowiednie słowo i pokazywał palcem tym osobom, do których chciał je skierować.
Jego ulubioną rozrywką było wyszukiwanie w zeszycie słów, które wypowiadał partner zabawy. Mały był bezbłędny! Jego twarz jaśniała w szczęśliwym uśmiechu. Rozkwitał w oczach! Doszło do tego, że konkretnymi gestami potrafił wyrażać swoje uczucia: zadowolenie, radość, złość. W końcu przyszedł moment, że zrodziła się możliwość dyskusji, perswazji, wręcz targowania się z Nim. Grzesiu rozumiał świetnie wszystko, co się do Niego mówiło, a odpowiadał czytelnymi gestami, kalkulując przy tym swoje własne "interesy", na których Mu zawsze bardzo zależało. Mądrzy, cierpliwi i otwarci ludzie wyszli chłopcu naprzeciw i razem z Nim powoli zasypywali przez długie miesiące, tygodnie, dni i godziny żmudnych prób - przepaść, która oddzielała Go od świata.
Grześ pozostając niepełnosprawny w stopniu znacznym posiada jednak możliwość wyrażania siebie: swoich potrzeb, emocji, uczuć. Jakie to ma dla Niego znaczenie - przekonasz się wyobrażając sobie sytuację, jakby brakło takich możliwości tobie...
Jak myślisz, kto jest ważniejszy dla tego dziecka - Mama, która dała Mu życie, czy Wychowawca, który pomógł Mu wydostać się z pancerza niezrozumienia oddzielającego Go od Świata?... Tu składam głęboki hołd młodej kobiecie, która właśnie to dla tego chłopca zrobiła, nie dostając i przede wszystkim nie oczekując od nikogo ani słowa podziękowania.
Opowiadając tę historię, pragnę zwrócić uwagę nie tylko na głębsze odbieranie i postrzeganie niepełnosprawnego człowieka, ale również na ludzi, którzy w tej dziedzinie bywają najczęściej niedocenianymi przez nikogo anonimowymi pionierami - bohaterami żmudnej, ciężkiej codziennej pracy dla słabszych, a wcale nie gorszych przecież! Po prostu trochę innych...