Zarzut
Ktoś mi niedawno zarzucił, że za bardzo angażuję się w życie bliskich mi osób - lekceważąc jednocześnie swoje własne potrzeby.
Zabrzmiało to... najpierw dziwnie i zaskakująco, bo dla mnie takie podejście zawsze było naturalne i bezdyskusyjne.
Potem odczułam to jako zarzut niezdrowego wścibstwa i włażenia " z brudnymi kopytami" w życie innych ludzi.
Na koniec zrozumiałam to tak, że żyję dla innych rezygnując z siebie i własnych potrzeb, instynktów, pasji!
Tak. Coś w tym jest... Ten dziwny w pierwszym odruchu zarzut- po głębszym rozpatrzeniu okazał się ZDEMASKOWANIEM MNIE SAMEJ.
Możliwe, że człowiek, który czuje, że zbyt dużo w życiu stracił- nie chcąc już nic więcej stracić, chowa rozpaczliwie to, co jeszcze ma. Sam przed sobą udaje, że tego czegoś nie ma by nie ponieść kolejnej straty.
Skomplikowane? Raczej trochę pokręcone. Już prostuję:
Z moich rozważań wynika, że rezygnując ze spełniania swoich marzeń i potrzeb chronię się od życiowych porażek i strat.
Sama przed sobą udaję i tworzę wokół siebie chorą fikcję...
Porażki i straty trzeba po prostu dojrzale przyjąć i przekuć w odpowiednie wnioski i naukę na przyszłość, a nie uciekać przed nimi. Ucieczka taka, to okłamywanie samej siebie przecież!...
Dzięki wspomnianemu wcześniej zarzutowi- zaczęłam to dziwne - a zauważone już - "pokręcenie" powolutku rozplątywać i prostować. To tak, jakby próbować odtworzyć podarty list albo rozpętlić skomplikowany węzeł: trzeba to zrobić powoli, z rozmysłem i dokładnie...
To też pewien sposób na rozliczenie się z samą sobą; może na zaczęcie nowego, dojrzalszego etapu życia?...
No, trochę sobie pochlebiłam na kredyt, ale myślę że mi się to przyda - żeby nabrać pewności w tych moich bardzo osobistych poszukiwaniach...zagubionej gdzieś samej siebie.
Gdzieś po drodze musiałam się zgubić, jeśli nie umiem sobie odpowiedzieć na proste pytania:
O CO CI CHODZI W ŻYCIU?
DO CZEGO DĄŻYSZ?
JAKI MASZ CEL?
Dzieląc swoje życie na etapy, takie półmetki i ćwierć mety, wyznaczamy sobie drobne cele i wyzwania ( "do osiemnastki", "do ukończenia studiów", " do czrerdziestki"...). I w tym właśnie procesie gubimy cel główny - sens własnego życia w ogóle. Gubimy takie globalne podejście do swojej najgłębszej istoty- swojego JA. Do swoich potrzeb, pragnień, instynktów nawet, które wewnątrz mnie kryją się zapomniane w zamknięciu- ale żyją, tętnią własną Energią i wyrywają się do działania.
...Pamiętam, że jak moje dzieci były małe, to tak byłam zajęta i pochłonięta nimi i wszystkim, co się z nimi wiąże, że zapomniałam zupełnie o swoich zainteresowaniach, pasjach, potrzebach nawet... Wyparłam się ich przed samą sobą, wyrzekłam, zrezygnowałam z nich - POGRZEBAŁAM JE I ZAPOMNIAŁAM O NICH...!!!
Teraz widzę, jak daleko odeszłam od... mojego sedna, ode mnie samej... Przerażające!
Na co dzień zazwyczaj myślimy o swoich obowiązkach, powinnościach, wyzwaniach. Ulegamy wszelkiego typu PRESJOM NACISKOM ZALEŻNOŚCIOM.
W tym szalonym, często ślepym pędzie gubimy gdzieś po drodze samych siebie.
Musi się wydarzyć coś naprawdę niezwykłego, by się zatrzymać na chwilę, rozglądnąć uważnie i krytycznie naokoło- by dostrzec w tym biegu, wyścigu, a może...ucieczce- SAMEGO SIEBIE!
A co by się musiało wydarzyć, żeby zatrzymać ten szalony "bieg na oślep"?
cdn...