Święta - porażka Boga
W święta wpadamy w ślepą odruchową euforię. Szykujemy, kupujemy, przygotowujemy... A potem to, co sobie i bliskim zgotowaliśmy na ten "magiczny" czas mija zwyczajnie i czasami nawet nudno. Rutyna zabija... Ileż razy w życiu można przechodzić to samo?... No i po co?...
Po co ciągle wracać w to samo miejsce i sytuację, jak jesteśmy żywi. Zmieniamy się, dojrzewamy, ewoluujemy. Potrzebujemy nie tylko nowych wyzwań, ale i punktów widzenia, sytuacji, kontekstów... ZMIAN!
W pewnym momencie mamy już dość tych naszych nudnych pustych świąt, tego ślepego świętowania " dla tradycji". To ogranicza i tłamsi. Chciałoby się coś przeżyć cennego, coś zmienić - może na lepsze, coś wnieść w tę rutynę "świętowania obżerając się i plotkując"...
Jeżeli świętować zwycięstwo Życia nad Śmiercią, to może najpierw... to poczuć jakoś? Albo choć autentycznie uwierzyć w to zwycięstwo? A jak można wierzyć w życie wieczne, jak panicznie boimy się śmierci?... No coś tu jest nie tak, coś się nie zgadza wyraźnie... Takimi odczuciami zaprzeczamy sami sobie.
A co by było, jakby z okazji wielkanocnego Święta Życia - darować komuś to Życie? Mamy przecież taką możliwość. W każde święta zamiast żreć i stroić się jak pajac - po prostu wesprzeć jakieś Życie:
oddać szpik do przeszczepu, nawet przygarnąć psa ze schroniska, zaopiekować się samotną staruszką, czy z serca i na przekór ludzkiej naturze- wybaczyć zło. Po prostu. Tak radośnie i mocno poczuć wagę tego życia - w sobie. Poczuć jego wartość i świętość. Poczuć niepowtarzalność i nieograniczalność. Pozwolić sobie samemu odczuć i doświadczyć potęgi Życia i jego wartości.
Wbrew pozorom, które ciągle stwarzamy - jesteśmy ciągle zdolni do pięknych i mądrych odczuć i poczynań...
Czemu więc stoimy w miejscu wpatrzeni w tradycję zamiast pójść za Życiem?...
Nie powtarzajmy jak papuga - wypowiedzmy się własną mową. Stać nas na to.