Zapach Życia
Poczułam dzisiejszego ranka pierwszą jesienną rześkość powietrza. Taki zimny, ostry impuls w płucach... i w sercu.
Obcy i nielubiany. Ja ze swojej natury kocham Światło i Ciepło. Nie znoszę zimna i wszystkiego, co się z nim wiąże. Jesień i zima to dla mnie czas przeczekany, przecierpiany i smutny.
Przyroda wtedy zamiera - i ja też... Razem z nią wolniej działam, smętniej myślę i nawet chyba marzyć przestaję... Wegetuję, jak byliny i misie leśne.
Mój bezpieczny, w miarę przyjazny obszar życia, to wtedy tylko ciepłe łóżko przy kaloryferze, lampie i blisko okna. Dlatego zimowe wieczory są czasem znośne- bo jest wtedy cieplutko, przytulnie i - noc przede mną. A noc, to niebyt i nieczucie...
Wiem, że odczuwam to zbyt mocno, ale inaczej nie umiem.
W zimowe ranki natomiast czuję się jak pionier, który przeciera trudny ciężki trakt: wychodząc z ciepłej pościeli przełamuję się, by włożyć na siebie lodowate ciężkie ubranie i znów funkcjonować we wrogim ponurym środowisku. To naprawdę wbrew mojej naturze! Kocham Swobodę, Ciepło i Światło. Jeżeli zimne półrocze trwałoby kiedyś o dzień dłużej niż to konieczne- nie dotrwałabym do wiosny...
Ale lubię zapach palenia w piecu. Ma przeróżne odcienie i wyjątkowe smaki. Odcienie zależą od tego, co akurat palimy: drewno, igliwie, papier, węgiel, czy coś jeszcze innego. Dają specyfikę momentu, nastrój i wrażenie. Smak, to ciepło, które litościwie wypełnia łagodnością zmarznięte płuca. Cudownie w taki zimny czas oddychać ciepłym, lekko aromatycznym powietrzem! Ożywia ciało, a co za tym idzie- i duszę.
Potem, u kresu tego zimnego, wrogiego czasu jesieni i zimy, oczekuję całą sobą pierwszego haustu takiego przyjaznego łagodnego powietrza. Powiew ten daje nadzieję na lepszy czas.
Pamięta ktoś, jak ono pachnie?
To taka kompozycja zapachu odmarzniętej ziemi i innych życiodajnych woni przyrody, które trudno nawet dokładnie wyodrębnić i określić. Niosą one ze sobą przyspieszenie, rozbudzenie, rozkwit i wybuch budzącego się życia w wegetującej naturze, a nawet wegetujących ludziach- takich, jak ja...
Dopiero potem przychodzi czas na wybuch wizualnych efektów, jak pojawienie się kwiatów, zieleni i długich jasnych dni.
W naturalnym, odwiecznym rytmie, pora ta jest początkiem, startem, odrodzeniem energii.
Wszystko, co nosi w sobie ziarenko życia- czuje to mocno i podlega temu.
Kocham ten czas i te odczucia- całą duszą!
Dla mnie to nie Wielkanoc jest realistycznym Świętem Życia i Zmartwychwstania- tylko właśnie ten wiosenny przełom sił natury. Życie budzi się z uśpienia, wybucha i kwitnie w naszym najbliższym otoczeniu i w głębi nas samych. Jeżeli jest jakaś Moc, którą na tym dziwnym świecie wielbię każdym moim tchnieniem, to po Miłości właśnie ta Życiodajna Siła jest dla mnie najgłębszą wartością!
Fanatycznie i niezmiennie składam najwyższy hołd tym dwom niesamowitym Boskim Żywiołom.
Oba pachną kwiatami, promieniują Ciepłem i Światłem. Żyją we mnie ginąc i odradzając się nieustannie...