Śmiertelna sinusoida cz2
Śmierć Taty przerwała brutalnie ciąg jego życia przerywając jednocześnie radosny ciąg mojego... Z tą tylko różnicą, że jego życie się skończyło, a moje zostało zawieszone w pustce... po nim.. On był już spełniony - a ja wyrwana z kontekstu i zawieszona w bolesnej próżni... Żywa...
Jakby tego było mało, niespełna rok po śmiertelnym wypadku Taty, konał w męczarniach mój Dziadzio. Cierpliwie i cicho gasł na moich oczach dotknięty nowotworem. Mieszkaliśmy wtedy oboje w jednym pokoju, bo po śmierci Taty przeprowadziliśmy się do domu dziadków. Razem łatwiej...
I wtedy położyłam na łopatki pierwszą moją zasadę: stabilizację...
Odtąd nic już nie było dla mnie stabilne, stałe i pewne. Świadomość ta utkwiła jak ostra drzazga w mojej młodej duszy i zburzyła cały jej porządek.
Zaraz potem złamałam zasadę wiary: podeptałam pewność Miłosierdzia Stwórcy. Świadomie i z wyrachowaniem przestałam je widzieć. Poczułam się odtrącona i mocno zbuntowana.
W mojej świadomości zagnieździły się: zwątpienie i żal. Zapuściły korzenie bardzo głęboko. Bolesnie głęboko... Oderwałam się od wszystkich pewników tak mocno, że poszłam w przeciwnym zupełnie kierunku. Zabrałam ze sobą tylko świadomość własnej bezgranicznej samotności...
Wiedziona tym impulsem zaczęłam teraz szukać naukowych rozwiązań i wytłumaczeń każdego jednego dylematu w moim życiu. Weszłam w to dość głęboko, o własnych siłach i na miarę własnych możliwości. Cały świat, w którym żyłam - zostawiłam za sobą... Byłam w tym sama. Marzyłam tylko o tym, żeby odgrodzić się od ludzi i Boga nieprzekraczalnym murem i nic wreszcie nie czuć. Nic...
Wewnątrz byłam autentycznym żywym trupem. Nazewnątrz zaś młodą uśmiechniętą smutno dziewczyną.
Totalny upadek - i paradoks jednocześnie...
Potem przy każdym spotkaniu jakiejś wyjątkowo ważnej dla mnie Osoby - moje życie przeskakiwało w inny już wymiar.
Każda kolejna jasna postać w moim życiu dawała mi inne impulsy i pokazywała inne prawdy. Każda coś nowego wnosiła do mojego smutnego świata i każdej coś mogłam z siebie dać. To było wreszcie coś twórczego! Jakaś zmiana, wymiana - ruch!
Powolutku zaczynałam otwierać z powrotem oczy na świat i dostrzegać cokolwiek z zewnątrz...
Zaczynałam wychodzić z odrętwienia...