Spójrz cz.6
Przyszedł wreszcie właściwy moment , aby naszkicować i pokazać Wam portret pewnej dziewczyny. Urodziła się jako pierwsze dziecko dwojga bardzo młodych, zakochanych w sobie Pierwszą Miłością ludzi. Od samego początku stała się rodzinną maskotką spełniającą oczekiwania najbliższych.
Dla dziadków była wyczekanym pierwszym wnuczątkiem, dla taty potwierdzeniem jego męskiej wartości, a dla mamy...zasłoną, za którą chowała wszystkie swoje kompleksy i niskie instynkty. Kobieta była mistrzem wpędzania małej w poczucie winy i negowania jej na każdym kroku.
Całym światem tej małej dziewczynki była czwórka najbliższych jej osób. Kochała ich tak, jak kochają wszystkie dzieci na całym świecie : bezgranicznie i bezwarunkowo. Ufała całkowicie i w każdej sytuacji. A za wszystkie złe emocje między dorosłymi obwiniała zawsze tylko siebie.
Życie umykało, dziecko rosło, a razem z nim jego poczucie winy i niskiej wartości. Żeby łagodzić niespełnioną, nieszczęśliwą mamę, zgadzała się na wszystko. Nawet starała się myśleć jej kategoriami, mówić tylko o tym, o czym mama chciała słuchać. Swojego zdania mieć nie mogła, bo to nierozerwalnie i zawsze wiązało się z odrzuceniem, odepchnięciem i przykrościami wszelkiego typu. Nikt jej przed tym nie bronił. Zewsząd otaczała ją milcząca aprobata otoczenia dla tego, co się z nią działo.
Z biegiem lat dziewczyna coraz bardziej zagłębiała się w smutnej beznadziei swojego losu. Marzyła o miłości, akceptacji lub choćby o obojętności i spokoju, ale tego ciągle nie dostawała od nikogo...
Jako młoda kobieta, przywykła już w jakiś sposób do wewnętrznej, dramatycznie bolesnej samotności wśród bliskich osób. Przewlekły smutek, w którym tkwiła od lat stał się częścią jej własnej istoty. Jedyne spełnienie, jakie życie jej zostawiło, to było czytanie. Żywiła się opowieściami o szlachetnych, pozytywnych bohaterach. Ogrzewała swoje zmarznięte samotne serce w świetle dokonań swoich bohaterów. Dlaczego wciąż samotne?
Bo odruchowo uciekała od ludzi, którzy w jakikolwiek sposób się nią interesowali. Uciekała czując? myśląc? wiedząc? że nikt nie zaakceptuje jej takiej, jaka jest – nie polubi, nie pokocha, nie zrozumie... i nie zechce takiej - niechcianej i nie kochanej nawet przez własną mamę - nie godną akceptacji, nieudaną, niepotrzebną...
Cokolwiek potem wydarzyło się dobrego w życiu tej kobiety – nigdy nie czuła się wartościowym człowiekiem. Żaden sukces nie był dla niej sukcesem, żadne osiągnięcie - osiągnięciem. Mogła bardzo dużo, zrobiła dużo, ale nigdy nie była w stanie docenić tego – docenić samej siebie.
Została niekochaną , zbędną córką... Wielu ludzi zazdrościło jej różnych cech i osiągnięć ale dla niej to nie miało żadnego znaczenia. Nie istniało dla niej. Nie zdołała odbudować poczucia własnej wartości. Według siebie – była tylko zbędną postacią na tym świecie pomimo, ze miała wokół siebie własną Rodzinę, Przyjaciół i wielu życzliwych ludzi.
Na koniec wspomnę jeszcze , że była osobą pełnosprawną w każdym calu. Nikt nie miał nigdy co do tego żadnych wątpliwości. Miała kilka talentów i wiele dobrych cech. Wyglądała całkiem dobrze. Nikt nigdy nie powiedział i nie pomyślał , że może być w jakikolwiek sposób niepełnosprawna.
A ONA NIGDY NIE PRZESTAŁA TAKA BYĆ
DLA SAMEJ SIEBIE...
Cóż więc znaczy na tle tej opowieści - niepełnosprawność?... Jakże względne jest to określenie , prawda?...
Podziękowania Chrisowi Bazanowi za wykorzystanie muzyki.