Coś dla koneserów
Tak. Jestem koneserem dobrych chwil. Takich pozytywnych, lekkich, ciepłych i twórczych.
Spotykam bardzo dawno nie widzianą znajomą, rozmawiamy i okazuje się, że zetknęłyśmy się w optymalnie najwłaściwszym czasie a z naszego "przypadkowego" spotkania wynikło coś nieoczekiwanego i niezwykłego dla nas obu.
Zaczęło się coś nowego i dobrego dziać. Od jednego spontanicznego słowa, ruchu, gestu...
Nigdy dotąd tak nam się dobrze nie rozmawiało i nigdy nie było tak kreatywnego momentu, jak ten właśnie jeden jedyny.
Właściwy moment, właściwa osoba i właściwy impuls...
Wystarczyło go tylko zauważyć, wyłowić z rzeczywistości - i docenić w całej pełni. Tak do dna...
Podobnie bywa z dźwiękami.
Usłyszę fragment piosenki totalnie nieprzypadkowy i zupełnie nieprzypadkowo pobudzi do wspomnień, da do myślenia, spowoduje konkretne kroki i posunięcia, a potem już leci domino dobrych zdarzeń na przykład...
I ICH KONSEKWENCJE!
Dziwne?
Niezrozumiałe?
Nieważne?
- Na pewno warte zauważenia i docenienia w tym szalonym biegu na oślep...
Warte zatrzymania się przy tej myśli przez chwilę i zatrzymania jej w sobie jako cennej inwestycji...
Rozmawiałam wczoraj z nieznajomym starszym panem. Tak z uprzejmości zamieniliśmy kilka słów. Potem zaczęła się toczyć coraz ciekawsza i niebanalna rozmowa. Naturalnie otworzyliśmy się na siebie i wymienili parę spostrzeżeń i refleksji. To wszystko. Nic w stosuku do siebie nie musieliśmy, więc wszystko było lekkie i autentyczne - każde słowo i myśl...
Rozeszliśmy się podbudowani sobą nawzajem - nie tyle treściami, które wymieniliśmy między sobą, ale właśnie tym, że tego typu kontakt z obcą osobą ciągle jest możliwy - jeżeli tylko sami sobie na to pozwolimy...
Sami zakreślamy własne granice. Sami sobie.
Ja nie chcę granic. Chcę wolności i otwartości. Prawdy o samej sobie i o Świecie.
Tylko Ona ma znaczenie.
Reszta - to brud życia...