Śmiertelna sinusoida
Nigdy nie wiesz, co za chwilę się wydarzy, co za chwilę poczujesz, czy... zrobisz. To nieprawda, że jesteś poukładany i przewidywalny. Możesz taki być całymi miesiącami i latami- a niezależnie od wszystkiego przyjdzie taki dzień, kiedy nagle położysz swoje zasady na łopatki. Tak po prostu - bo inaczej się nie da...
I to jest właśnie cudowne w życiu: ta nieprzewidywalność właśnie. Zapominasz o tym Przywileju twoim boskim. A szkoda. Fajnie jest żyć w świadomości tego, że wszystko jest możliwe i wisi sobie nad tobą czekając na właściwy moment, by upaść ci do stóp...
Pierwszy taki moment pamiętam z dzieciństwa. Miałam osiem czy dziewięć lat. Mój Tato już półtorej roku ciągiem pracował za granicą. Był w Afryce. Wiedziałam, że to strasznie strasznie daleko. Ta świadomość w połączeniu z przepastnie długimi miesiącami rozłąki była dużym dla mnie cierpieniem. Ciąglym i przewlekłym. Ciężarem.
Miałam niezwykłą z Tatą więź. Nieporównywalną z żadną inną. Dlatego pamiętam tak dokładnie ten trudny czas... Jednego dnia wróciłam ze szkoły a dom był pusty. W kuchni na stole znalazłam kartkę z informacją, że najbliżsi pojechali w pole. Nie chciało mi się jeść, więc korzystając z chwili swobody poszłam do swojego pokoju i... zamarłam...
Na moim łóżku leżała sterta fajnych ubrań w moim rozmiarze i mnóstwo kuszących gadżetów: ogromny zestaw kolorowych flamastrów, paka unikalnych gum do żucia, słoik czekolady, karton kokosowego mleka i całe bogactwo niedostępnych wtedy cudowności...
Dziś żałuję, że nikt nie zrobił mi wtedy zdjęcia - mogłabym zobaczyć wyraz mojej buzi z tamtego cudownego momentu. Jak we śnie zaczęłam przeglądać potężny stos prezentów...To trwało i trwało.
Nie zdążyłam ochłonąć, jak w drzwiach pokoju ujrzałam brodatego mocno opalonego mężczyznę o znajomej kochanej postaci i najcieplejszych na świecie ciemnych oczach...
TATO!!!
W jednej chwili cały mój świat pojaśniał! Tato wrócił!
Wreszcie mogłam się poczuć spokojna, bezpieczna i szczęśliwa ! W tej jednej chwili zmieniło się wszystko na lepsze, jaśniejsze i prostsze. Potem było... tylko lepiej.
Zaczęła się dla mnie nowa era, kiedy czułam się silna i ważna dla Niego. Zaczęłam w końcu żyć NAPRAWDĘ. Przestałam być tylko obiektem rodzinnej troski i opieki. Tato spędzał ze mną cały swój wolny czas: jeździliśmy wszędzie razem. Nawet do urzędu i do jego kolegów. Urosły mi skrzydła i zmieniałam się powoli w silną, radosną dziewczynkę z główką zapchaną Marzeniami bez żadnych granic...
Pamiętam taki czas, że miałam już dosyć szkoły - byłam przemęczona robiąc przez sześć lat dwie szkoły jednocześnie. Mimo, że lubiłam się uczyć - miałam już dosyć ciągłego nawału obowiązków, zaległości i egzaminów. I nagle z tego niekończącego się procesu wyłonił się dzień, gdy poszłam po świadectwo, potem po drugie - i cisza.
Koniec.
Ulga i euforia jednocześnie. Słodka pustka - jak cisza po burzy. Czas na głęboki oddech i jasne spojrzenie w przyszłość! W końcu!!! I do tego poczucie sukcesu i progresu. Niesamowity przeskok w inną rzeczywistość!...
I co dalej?
Dalej, to... poszłam na wakacjach do pracy. Kilka dni później Tato zginął w wypadku i ... znów przeskok - tylko w przeciwnym kierunku. Zostawiłam wszystko. Moje życie wydało się nieważne.
Puste i martwe.
Tak - życie MOŻE być martwe
CDN